TBILISI – MIASTO SEKSU I BIZNESU

lis 18, 2019 | 0 komentarzy

Z perspektywy czasu trudno uwierzyć, że w ciagu pierwszego roku mojej gruzińskiej przygodny ani razu nie odwiedziłam stolicy. Fakt ten zawdzięczam moim gospodarzom, którzy jak na prawdziwych lokalnych patriotów przystało (#teamKutaisi) próbowali zaszczepić we mnie monogamiczną przynależność do regionu Imereti. Chwała im za to, bo dzięki temu trafiłam do absolutnej kwintesencji gruzińskości. Nie o Kutaisi jednak mowa, a właśnie o Tbilisi.

Stolica – szybkie samochody (ch*jowo zaparkowane najczęsciej), wysokie obcasy, jeszcze wyższe rachunki (moje włosy kosztowały NIEBOTYCZNE PIENIĄDZE), setki taksówek (raz bardzo drogich, raz bardzo tanich, zależy czy masz plecak) oraz creme de la creme gruzińskiej hipsteriady.

Do stolicy wpadłam z impetem. Moja pierwsza wizyta była jednocześnie przeprowadzką. Przyjechałam wprost z tygodniowego pobytu w maleńkiej wiosce w głębi regionu Racha, gdzie delektowałam się rzeczywistością pozbawioną bieżącej wody, łazienki, social media (��). Wylądowałam na słynnym dworcu Didube i zupełnie nieświadoma, gdzie znajduje się mój Nowy Dom utargowałam świetną cenę 30 lari za 3 minutową podróż taksówką. Rewelacyjny wynik – tak mało wiedziałam! Kłamałabym pisząc, że proces adaptacji do nowego terenu był bolesny. Trudne były jedynie poranne powroty do Domu o godzinie 6:55, żeby o 7 zacząć pracę (/mój były szef do dziś nie wie, że w kubku porannej kawy zawsze było piwo/).

Tbilisi wchłonęło mnie bezpowrotnie. Rozpoczęłam radosną eksplorację miasta aspirującego do grona europejskich stolic. Bassiani było wtedy nowością i nikt nie przypuszczał, że wkrótce zostanie uznany za najlepszy klub na świecie. Prowadzona byłam przez zupełnie nieznaną dla mnie kategorię tubylców – dwudziestolatków wychowanych w stolicy, absolwentów prywatnych szkół, którzy międzynarodowe towarzystwo traktowali jako niezbędny element elegancji społecznej. Przeżyłam prawdziwy szok kulturowych emigrując zaledwie 236 kilometrów (Kutaisi➡️Tbilsi)

Tbilisi LifeStyle określiłabym jako gorączkowy. Niemiłosierny upał skutecznie ograniczający resztki produktywości za dnia(#podziękowania dla Szaha za zadziwiający zwyczaj gubienia pilota do biurowej klimatyzacji) oraz ultraintensywne wieczory/noce po brzegi wypełnione odstresuwojącymi aktywnościami. Zadziwiający jest fakt, że mimo 1,5 milionowej społeczności TBS na festiwalach, evenatch, imprezach przewijają się te same twarze. Każdy nowy znajomy, choćby przypadkowy z pewnością jest kumplem kogoś z twojego grona. Zastosowanie ma zasada narodowo-gruzińskiego powszechnego skoligacenia.

I teraz to co absolutnie najpiękniejsze w tym obrzydliwie pięknym mieście – PRZYGODA czai się na każdym kroku! W sezonie letnim nawet dzień wolny zwykłam spędzać w turystycznym centrum miasta. Siadałam z turkish cofee w ogródku kawiarni i czekałam. Na przygodę.

Zwykle nie mijało 5 minut do czasu, aż zadzieje się magia i pojawi się coś interesującego do robienia. Czasem będzie to zagubiony turysta z drugiego końca świata, któremu zrobisz tour po wszystkich hidden-pubach w mieście, czasem będzie to grupa polaków, którym opowiesz pare historii, nieraz będzie to znajomy-znajomego, który kupił właśnie 2 skutery i zaprosi Cie na ich testowanie. Możliwości są nieograniczone – wystarczy tylko dać miastu szansę, a ono wciągnie Cię w najpiękniejsze kłopoty

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *