Polka w Gruzji, czyli jak to się zaczęło #1

lis 18, 2019 | 11 Komentarze

Do Tbilisi nieśmiało wkracza gruzińska jesień. Każdą parę butów mam w kolorze dojrzałego saperavi, bo wszędzie turlają się resztki czerwonych winogron. Nie szkodzi! Czyste buty są jak czysty samochód offroadowy – jeśli nie są brudne to są źle użytkowane!

Zmierzch sezonu letniego to także czas kolejnej rocznicy mojego szczęśliwego pobytu w Gruzji. A zaczęło się tak niewinnie – jesienią 2013 roku!

Wylądowaliśmy w Gruzji, w mieście o niepokojąco brzmiącej nazwie Kutasi… Kutais… Kutaisi! 12 studentów prawa gotowych na zwykłą dla siebie aktywność – tygodniową zabawę w egzotycznym kraju. Little did we know! Lotnisko było puste. Z samolotu oprócz nas wysiadło niewiele ponad 20 osób. Rozsuwane drzwi hali przylotów otworzyły się, a tuż za nimi stało dwóch wyraźnie podekscytowanych Gruzinów. Nie było wątpliwości, że czekają na nas. Z prędkością światła zostaliśmy zapakowani do zaparkowanego w wyraźnie niedozwolonym miejscu busika z dramatycznie rozbitą przednią szybą. Chcąc okazać polską gościnność zaproponowaliśmy nowym kolegom buteleczkę polskiej nalewki wiśniowej. Wyraz uprzejmego zdziwienia na widok:

  • litrażu nalewki (0,5l)
  • procentowej zawartości alkoholu w trunku

dało nam pewien przedsmak tego jak będzie wyglądać następny tydzień. Wszelkie wątpliwości rozwiały się kiedy 5 km później do naszego grona dołączyło dwóch nowych członków, a mianowicie 40 litrowe baniaczki – wina oraz czaczy.

Po kolejnych 10 km miny zrzedły nam już całkiem. Nie byliśmy gotowi na zderzenie z gruzińskimi realiami drogowymi. Wyprzedzanie na trzeciego, kondycja mijanych pojazdów oraz swobodne podejście do architektury pozostawiło nas w niemym zdumieniu. Obraz nowego, nieznanego nam świata został dopełniony przez dotarcie do naszego miejsca noclegowego. Z czterech pięter budynku szyby posiadały tylko dwa z nich, w elewacji widoczne były ślady po kulach, a przed wejściem pasło się stadko kurcząt i kilka prosiaków.

W spotkaniu organizacyjnym po stronie gruzińskiej uczestniczyli tylko mężczyźni. Zostaliśmy oprowadzeni po obiekcie, w którym znalazły się pomieszczenia o interesujących nazwach: “disco room”, “khachapuri room” i “chacha room”. W tym ostatni zostały nam objaśnione zasady wyjazdu. Wszystkie dotyczyły alkoholu, a najważniejszym z nich było picie DO DNA. Grupa groźnie wyglądających mężczyzn z kamiennymi wyrazami twarzy tłumaczyła nam cierpliwie, że brak poszanowania tradycji gruzińskich toastów będzie poczytany jako poważna obraza 8000 lat kultury produkcji wina. Przywileje, którym cieszą się w Gruzji kobiety w tej materii zostały rzecz jasna pominięte. W tym miejscu warto zaznaczyć, że męska część narodu gruzińskiego wydaje się nie przejawiać fazy chłopieńcości. Gruzińscy mężczyźni z niemowlaka stają się od razu brodatymi dżigitami z rogiem w jednej i ostrym nożem w drugiej dłoni. Wrażenie wywarli piorunujące. Bałam się. Baliśmy się wszyscy.

Przyszedł czas na praktykę i pierwszy toast. Solidna porcja czaczy została wylana na stół i szybko zajęła się jasnym płomieniem, świadczącym o wysokiej mocy samogonu. Szklanki zostały napełnione i przyszło nam zmierzyć się z gruzińską kulturą po raz pierwszy. I nie ostatni. Postanowiliśmy wspólnie, że mimo niskiej liczebności będziemy walczyć o dobre imię Polaków, jako turystów w Gruzji. Ramię w ramię – zgodnie z nieznanym w Kutaisi równouprawnieniem. Ku pokrzepieniu serc serwowaliśmy sobie patriotyczne pieśni.

Na tym pierwszym spotkaniu z mieszkańcami dzikiego wschodniego kraju moją szczególną uwagę zwrócił mężczyzna, który wydawał się dzierżyć przywódczą rolę w stadzie. Władający piękną angielszczyzną, ubrany zgodnie z zachodnim trendem przyjechał na spotkanie efektowym samochodem, który ani nie był czarny, ani bmw. Przez myśl przeszło mi pełne żalu “musi być żonaty”. Nie był, a ja wkrótce miałam się o tym przekonać.

CZĘŚĆ DRUGĄ TEJ HISTORII PRZECZYTACIE TUTATJ: (CLICK)

11 komentarzy

  1. Ja wciąż czekam na kontynuację tej opowieści i liczę, że w końcu się pojawi, bo jestem szalenie ciekawa dalszego rozwoju akcji!

    Odpowiedz
  2. Pani Martyno, kilka godzin temu na kanale TVN Style obejrzałam odcinek z cyklu “Polacy za granicą”, w którym Pani wystąpiła. Wiedząc, że nakręcono taki odcinek od kilku już miesięcy na niego czatowałam. Bardzo Pani dziękuję za tę piękną, bezpretensjonalną i pełną ciepła opowieść o Gruzji, w której byłam raptem raz – na wycieczce objazdowej połączonej z tygodniowym pobytem – ale kiedyś, gdy chodziłam do liceum, Gruzja była moją platoniczną miłością. Obecnie mam już wnuki i dopiero kilka miesięcy temu udało mi się do Gruzji pojechać. Dzięki Pani odwiedziłam Gruzję po raz kolejny sycąc się Pani opowieścią, w której kraj ten stawał się tak realny, bliski, wręcz namacalny, jakbym znów tam była. Jestem pełna podziwu dla Pani zapału, energii, pomysłowości połączonej z rzetelnością i urokiem osobistym. A zamieszczona powyżej opowieść o pierwszym spotkaniu z Gruzinami ubawiła mnie do łez. O dziwo, moje pierwsze spotkanie z gruzińskim rogiem, tańcami i śpiewami także miało miejsce w Kutaisi. Do dziś nie wiem, jakim cudem udało mi się wstać o 6.00, aby wyruszyć autokarem w dalszą trasę.
    Życzę Pani pachnących kolendrą pięknych wschodów i zachodów słońca okraszonych niepowtarzalnym smakiem wina, którego szlachectwa broni 80 wieków tradycji. გაგიმარგოს!

    Odpowiedz
    • Serdecznie dziękuje Pani za tak piękne słowa!
      Pozdrawiam z bardzo wyjątkowej Gruzji – pozbawionej turystów, spragnionej gości.

      Odpowiedz
  3. Fajna historia !

    Odpowiedz
    • I wciąż trwa! Gdybym się nie wstydziła to byłby piękny harlekin!

      Odpowiedz
  4. Czekam z niecierpliwością.

    Odpowiedz
  5. Chyba pora napisać książkę. Mega się czyta!!

    Odpowiedz
  6. Super!!!! Czekamy na ksiazke i mocno kibicujemy żeby negocjacje zakończyły sie sukcesem !!!!

    Odpowiedz
  7. Ja też! 😁

    Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *